niedziela, 30 czerwca 2019

Pływać i nie utonąć

Upały, jakkolwiek nikogo z "denialistów" nie przekonają do istnienia globalnego ocieplenia, mają jednak znaczenia dla świadomości społecznej. Nie mam na myśli tylko efektów udaru słonecznego. Liczba korzystających z kąpieli (w wodzie) jest wprost proporcjonalna do temperatury powietrza i wody. Ta druga jest latem o kilka - kilkanaście stopni chłodniejsza, co właśnie zapewnia miły dla rozgrzanego ciała efekt chłodzenia.



Jak łatwo się spodziewać, skoro więcej osób wchodzi do wody, to też proporcjonalnie więcej osób z niej nie wyjdzie o własnych siłach. Utonięcia w Polsce są przyczyną 600-700 zgonów rocznie. Ponieważ trudno oszacować ile łącznie naszych rodaków wchodzi do wody, to trudno wyrokować, jak bardzo niebezpieczne jest pływanie czy jego próba. Z pewnością pływanie w rzekach (blisko 1/3 utonięć) jest niebezpieczniejsza niż jazda na motorze, jeśli jako proporcji użyjemy liczby przepłyniętych/przejechanych kilometrów. Dla kochających statystyki odsyłam do stron POLICJI, która zapewne jest powiadamiana o zdecydowanej większości tego typu wypadków. Chociaż oczywiście utonięć jest więcej a statystykach figurują jako np. zaginięci. Z kolei część osób, które utonęło, tak na prawdę zginęło np. z powodu zawału serca, które pechowo zdarzyło się nad wodą lub w wodzie.

Polska, podobnie jak kraje w naszym rejonie Europy, ma proporcjonalnie więcej utonięć niż rejony UE historycznie zachodniej. Jednak takie porównania trzeba robić bardzo ostrożnie i wnikać, jakie kryteria są brane pod uwagę do kwalifikacji danego wydarzanie do odpowiedniej kategorii. Na przykład upadek pijanego młodzieńca z mostu może być zakwalifikowany zarówno jako utonięcie w rzece jak i uraz związany z alkoholem. Nie mniej problem istnieje nie tylko jako wypełnienie ogórkowego sezonu wiadomościami przyciągającymi telewidzów.

Statystyki to jednak tylko część tematu. Trudno bowiem porównywać utonięcia w naszym kraju z pojedynczymi katastrofami, jak choćby te, które dotykają imigrantów płynących przez Morze Śródziemne, gdzie zdarzyło się, że w czasie jednego sztormowego dnia utonęło więcej niż przez cały rok w Polsce. Zatem nie o licytowanie na liczby chodzi a o znalezienie przyczyn tego stanu rzeczy i zaproponowanie rozwiązań systemowych, które mogą pośrednio ocalić od przedwczesnej śmierci kilkadziesiąt a może i ponad sto istnień każdego roku.

Żeby było trudniej, podnieśmy poprzeczkę: jak to zrobić aby jednocześnie liczba osób pływających w naszym kraju powiększyła się znacząco. Może nie wypada tego przypominać, że pływanie jest jedną z lepszych dla ciała aktywności fizycznych. Czyli to nie mają być takie regulacje, które po prostu ograniczą administracyjnymi nakazami pływanie lub poprzez kampanie społeczne wywołają skojarzenie wody z niebezpieczeństwem (zasłyszane nie raz nad jeziorem lub morzem: "nie wchodź do wody bo utoniesz, dziecko" i już młode pokolenia nabywa kolejnego "bezpiecznego" nawyku, że najbezpieczniej leżeć w obrębie swojego parawanu i nie ruszać się). Strach nigdy nie jest dobrym doradcą a właśnie statystyki krajów, gdzie więcej ludzi pływa regularnie a rzadziej tonie dowodzi, że można inaczej. Zatem każda strategia powinna raczej zakładać upowszechnienie pływania niż jego ograniczenie. Zresztą nie do końca wierzę w inne statystyki. Otóż według badania CBOS 64 procent polskiej populacji potrafi pływać a 28% (spośród 2/3 deklarujących uprawianie aktywności fizycznej) pływa przynajmniej sporadycznie. Nie mam na to twardych dowodów (może ktoś podpowie źródło do weryfikacji) ale wydaje mi się, że pytania w ankiecie były zbyt ogólne i ankietowany odpowiadając, że pływa miał na myśli np. fakt, że rzeczywiście w zeszłym roku korzystał z Jacuzzi...przez całe dwie godziny...


Czy przepisy w sprawie należałoby zmienić? Pewnie warto sprawdzić, czy przepisy są jakościowo dobre (zawsze można poprawić) ale i czy te niezłe są stosowane. Zwykle bowiem okazuje się, że regulacje są słuszne ale z praktyką niekoniecznie. Strategia jest przez Światową Organizację Zdrowia przygotowana: WHO o tonięciu. Procedowana w parlamencie ustawa o Zdrowiu Publicznym wesprze te pozytywne tendencje, które już przebijają się. Najwięcej bowiem można osiągnąć przez skoordynowane działanie samorządów, szkół i służb ratowniczych. Karta pływacka WOPR oczywiście nie gwarantuje, że ktoś umie na tyle dobrze pływać, że nigdy, w żadnych warunkach, nie utonie. Natomiast wymogi do jej zdawania powinny stać się pewnym minimum programowym edukacji wodnej na poziomie szkoły podstawowej, najpóźniej gimnazjum. Po szkole też można osiągnąć więcej, może nawet te 28% regularnie pływających ze wspomnianego badania.

Zresztą sporo pozytywnego już się dzieje. W Borach Tucholskich, które odwiedzam dość regularnie, wiele samorządów gminnych (często przy wsparciu Unii) całkiem porządnie przygotowały kilkadziesiąt ogólnodostępnych kąpielisk do sezonu. Niektóre są także strzeżone przez ratowników, co zresztą jeśli nie gwarantuje bezpieczeństwa - to przynajmniej daje szansę na powstrzymanie wandalizmu i ograniczenie hałasu. Widziałem też tabliczki poświadczające kontrolę Państwowej Inspekcji Sanitarnej, która zresztą przygotowała bardzo przyzwoity serwis kąpieliskowy. Dla miasta i gminy Czersk publiczne kąpielisko to coś więcej niż miejsce wypoczynku i sposób na przyciągnięcie turystów. Dla mieszkańców to po prostu wspólna przestrzeń, gdzie można spędzić czas naszego krótkiego lata.

No to chlup i do usłyszenia ;)

niedziela, 18 września 2016

Does faith heal?

Certainly, it is not my intention to go into any theological considerations here. I can also reassure you that it will not be an essay about the links between politics and religion, albeit the issue remains valid and stirs up strong emotions (and guarantees to draw a larger number of readers). Nevertheless, religion and religious service attendance are an important part of social life, and as such are not without influence on the health of the public. A positive correlation between people’s health and their participation in the life of religious communities has been well documented. Not surprisingly, a closer look at the issue reveals a more complex picture.

The reasons for which ‘religiously active people’ are healthier (perhaps the term is not the best one to use, still it is true when it comes to actual activity and not mere declarations of the worshipers), have been generally identified and studied more or less deeply by various research teams. They include among others:
  •  observing religious prohibitions and obligations related to various health risks, particularly alcohol and psychoactive substances abuse;
  •  social involvement, which reduces risk of depression and psychosomatic diseases, with asthma and migraine, among others;
  •  positive impact of meditation on heart rate and metabolism, which (regardless of the type of religious manifestation) has been well researched and proved;
  •  approach to diet, although not all fasting brings positive health outcomes;
  •  additional dose of physical activity if one does not go to the temple by car (and does not attempt to park as close to the entrance as possible).
Hence, can the social changes with regard to the religiosity of Poles have an impact on health? Did combating the ‘religious cult' have negative influence on health in the past? The state policy in the period of real socialism (in Poland, because the model did not necessarily work in other countries) was counter-effective and froze religious activity of Poles at a high level for many years. Policy has changed over the last 27 years and (despite this fact or perhaps just for this reason?), the process of decrease in the level of religiosity continues, although it has been very slow and with fluctuations. Although, if we consider the ‘social religiosity’ indicators for Poland, they still remain on a high level, however, for reasons being located in the areas I will not be referring to here, the picture has been undoubtedly changing. The pace of changes is expressed not in years in this case but rather in generations. I will not analyse here either, (although the issue is most interesting), if the current state policy, albeit near and dear to the hearts of the hierarchs of the Catholic Church, will cause this process to stop.

One aspect is certainly worth noting. As history shows that the attempts to replace religion with various forms of state cult have been unsuccessful. In a similar vein, it is hard to agree that the state should promote activities for the citizens aimed at replacing the benefits of their involvement in the activities of religious communities. But regardless of the above, creating safe areas for social life in general should be a permanent policy of the local authorities, especially those of the lowest level of municipalities and districts. It is beyond any doubt that such initiatives will turn out beneficial for both body and soul.

Recommendations for further reading: